Poniżej możecie przeczytać fragmenty, a całość jest dostępna w magazynie, jak również w dziale Archiwum na stronie internetowej Pulsu Poznania http://pulspoznania.pl.
Pikinini czyli jak pokazać Poznań dzieciom, w taki sposób, by się czegoś nauczyły, a jednocześnie miło spędziły czas.
Fragment:
"Dzieci na miejskich wycieczkach historycznych bardzo często są pomijane
przez większość przewodników, którzy uważają,
że niezwykle trudnym zadaniem jest przekazanie najmłodszym informacji o
miejscach i zabytkach w taki sposób, by do nich trafiły, a jednoczenie były
ciekawe i nie zajmowały zbyt dużo czasu. Pani Agnieszka Idziak nie tylko nie
boi się pracy z dziećmi, ale specjalnie dla nich stworzyła rok temu
interaktywny przewodnik po Poznaniu „Cztery żywioły i dwa koziołki”. Książka
otrzymała cztery ogólnopolskie nagrody, a w zeszłym roku tę najbardziej
prestiżową, Nagrodę Magellana, dla najlepszego przewodnika dla dzieci w Polsce
.
Jest to książeczka z autorskimi trasami stworzonymi z myślą o dzieciach od
trzeciego roku życia. Same koziołki – jako nierozerwalny symbol Poznania –
występują na wszystkich stronach przewodnika. Maluchy przeglądając książeczkę, szukają tych dwóch sympatycznych
stworzonek, bo czasem są one poukrywane. Szkraby mogą nie tylko kolorować
obrazki, ale także mają możliwość dorysowania różnych wersji wydarzeń. W ten
sposób zapoznają się z różnymi miejscami i symbolami, jakie możemy spotkać w
okolicach Starego Rynku".
Drugi numer Pulsu Poznania- Wywiad z Aresem Chadzinikolau.
Nikos
Chadzinikolau. Wybitny
poeta, tłumacz i historyk literatury. Grek, który ukochał Polskę i język
polski. Zmarł 6 listopada 2009 roku w Poznaniu.
Tutaj też
mieszka jego syn, Ares. Na rozmowę umawiamy się w jego Ariston RR Studio,
znajdują się tam pamiątki z Grecji oraz różne instrumenty.
W powietrzu unosi się zapach greckiej kawy.
W powietrzu unosi się zapach greckiej kawy.
PP: Jak to
się stało, że Nikos Chadzinikolau trafił do Polski?
ACH: Mój
ojciec dorastał w Grecji, w Trifilli, co oznacza „czterolistną koniczynkę”.
Pomimo, że było to piękne miejsce, niestety życie nie było w tamtym okresie
łatwe. Trwała wojna domowa. Mój dziadek był wysokiej rangi oficerem w wojskach
partyzanckich, a najłatwiej było się dostać do oficerów poprzez ich dzieci.
Bardzo często zdarzało się tak, że czarni pułkownicy przychodzili do szkół i
porywali te dzieci. I tak mój ojciec pewnego dnia musiał uciekać przez okno,
razem ze swoim przyjacielem, dzisiejszym popem. Musieli spać na cmentarzach i
żywić się tym, co ludzie tam zostawiali.
PP: Brzmi
dramatycznie.
ACH: Gdy
mój ojciec skończył 14 lat, rodzina zadecydowała, że wyjadą z kraju, zresztą
tak jak większość Greków. Z całym dobytkiem, ze swoimi młodszymi braćmi, z
jednym na rękach, przeszedł przez góry Macedonii do Ochrydu. Spotkał tam Ivo
Andrića, późniejszego noblistę, który studiował w Polsce na uniwersytecie
Jagiellońskim. Mój ojciec też chciał zostać poetą, dlatego po rozmowie z Ivo zadecydował
o przyjeździe do Polski. Reszta rodziny pojechała na Ukrainę i do Taszkentu,
gdzie zmarł mój dziadek Iraklis. W Polsce mój ojciec trafił najpierw do
Zgorzelca, gdzie w 1950 roku było około 16,5 tysiąca Greków. Niektórych
przesiedlono w Bieszczady do Krościenka, gdzie mieściła się grecka wioska,
innych natomiast, w tym mojego ojca, skierowano do Szczecina. Uczęszczał tam do
szkoły muzycznej wraz z Paulosem Raptisem. Kiedy już nauczył się polskiego, zdecydował
studiować w Poznaniu, na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Mając lat 15, bo
rok trwała ta tułaczka, został w Polsce jako Odys, między dobrymi Polakami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz